"Zamieniona" - Amanda Hocking

 Wczoraj wracając do Bydgoszczy, ryzykując utratę połączenia kolejowego zdecydowałem się na radykalny krok i pobiegłem do Empiku zakupić "Zamienioną". Lokalizacja Empiku w Galerii Krakowskiej nie jest trudne, ale samo odnalezienie książki granicy z cudem, szczególnie gdy się ma mało czasu. Zaczęły się schody. Podszedłem do pracownicy, która była poirytowana faktem, że przerwałem jej rozmowę z koleżanką. No cóż...
- Proszę podejść do punktu informacyjnego - rzuciła lekko podenerwowana.\
Tak bym zrobił, gdybym miał pojęcie gdzie on się znajduje. Zaryzykowałem, tym razem "mniej więcej" wskazała ruchem ręki. Poszedłem. Po drodze spotykam kolejną pracownicę. Znowu ten sam komunikat - czy tutaj wszyscy muszą wiedzieć, gdzie jest punkt info? Jestem wysoki, niewiele brakuje mi do dwóch metrów, ale punktu nie dostrzegam. W końcu znajduję. Oczywiście pani przy komputerze jest zajęta konwersacją przez telefon. Na szczęście przychodzi inna i wklepuje do komputera potrzebne dane.
- Chyba jest...- dostaję komunikat.Nawiasem mówiąc zastanowiłem się, czy w komputerze jest napisane słowo "chyba".
Zaczynam tracić cierpliwość. Mój czas się niebezpiecznie kurczy. Krótkie pytanie - gdzie?
Zrywa się ze stołka i nie ukrywa, że podejście do regału i podanie klientowi książkę jest dla niej wielką udręką. Podaje bez słowa. Ja dziękuje i kasy postanawiam odnaleźć sam.  Udaje mi się. Staję w kolejce. Zostało mi 4 minuty do odjazdu. W końcu jest pracownik przyjazny dla ludzi. Kupuję i wybiegam na perony. Mój apel dla pracowników Empiku w Galerii Kraków - więcej serca dla klientów. 

 A teraz o samej książce. Już na okładce krzyczy napis "Milion sprzedanych e-bookow". To pobudziło silnie moją wyobraźnię. Siadam w przedziale i biorę ją do ręki. Okładka dobrze zaprojektowana, ale co pozostałego papieru, mam wielkie zastrzeżenia. Po prostu cena 34,80 jest nieadekwatna do zawartości, jak i jakości papieru. Kolejnym minusem jest duże przereklamowanie książki. Ja sam bym po nią nie sięgnął, gdybym nie zechciał poznać tego "fenomenu". I poznałem. Niestety...W tym miejscu mam problem. Nie wiem co napisać, aby nie napisać zbyt wiele. W książce, która liczy sobie ponad 300 stron wiele się nie dzieje. Ogólnie poznajemy Weendy i chłopaka, który okazuje się Tryllem. Ona również należy do tego gatunku. Paranormalna papka z elementami miłosnymi jakoś mnie nie pociągnęła. Być może dlatego, iż takowe książki mnie nie pociągają. Sam pomysł na książkę uważam za godny zainteresowania w strefie oryginalności, ale nic więcej. Są w tej książce sceny, które as dla mnie zupełnie nie do przyjęcia, ale rozumiem że inni będą się nad nimi rozpływali. Ja tego nie kupuję. Zrozumiałem, że Amanda Hocking jest wytworem sztucznego wytworu którego poszukują Amerykanie i który z pewnością przyjmie się w Europie. Niestety, lubimy to co jest na "topie", nie zawsze jednak zgadzając się z opiniami innych. Jak zwykle musi być pięknie, tajemniczo i inaczej niż w innych książkach. Ja przeczytałem i fanem Amandy Hocking nie zostaję. Irytowała mnie przewidywalność, dziwne postacie według mnie wymyślane na siłę, postać prawdziwej matki i mógłbym mnożyć przykłady.  Czytam wiele lepszych książek, które przechodzą bez echa. Szkoda...Czy książkę polecam? Sam nie wiem. Przeczytać można, ale potem proszę nie mieć do mnie pretensji o źle wydane pieniądze. Ja po kolejne tomy raczej nie sięgnę. Romantyczne bajki jakoś nie idą w parze z moim życiowym motto.

Luanne Rice - "Ostatni dzień"

    Sięgając po "Ostatni dzień" miałem wielki apetyty na coś wyjątkowego i coś wciągającego. Od pewnego czasu moje oczekiwania czy...