"Dziewczyna która pływała z delfinami" - Sabina Berman

   Po książkę sięgnąłem po przeczytaniu wielu pozytywnych recenzji. Nie mogłem się oprzeć aby jej nie przeczytać. Ale nie ukrywam że sięgałem po nią z pewną rezerwą, może wynikającą z faktu że książka nie do końca trafi w moje zainteresowania czytelnicze. 

  Karen, główna bohaterka i narratorka cierpi na pewną odmianę autyzmu, która jednak nie przeszkadza jej w funkcjonowaniu w realnym świecie. Odniosłem wrażenie że jej obecność przeszkadza tak zwanym zdrowym jednostkom. Inność Karen przejawia się głownie w emocjach, a raczej w ich braku. Karen przez wiele lat żyje w swoim wyalienowanym świecie nie mówiąc, nie czytając. Ale ma jedną pasję którą są delfiny. Karen przez swoją chorobę i ograniczenia pokazuje nam świat pełen świeżego spojrzenia na to wszystko, obok czego przechodzimy często bez większych emocji. Czytając książkę w osobie Karen dostrzegamy nasze cechy, często zdeformowane, złe.  Autorka Sabina Berman pokazała świat oczami chorej dziewczyny w sposób lekki, zabawny, ale także nostalgiczny. Po przeczytaniu naszła mnie refleksja na temat tego, ile we mnie jest Karen. Czy nie każdy z nas jest na swój sposób dysfunkcyjny? Ja z pewnością jestem. Stwierdzam to po przeczytaniu tej genialnej według mnie książki. Mam coś z autystyka. Dzięki tej opowieści lepiej poznałem siebie. 

  Książka nie jest zbyt gruba, czyta się ja szybko. Na 234 stronach znajdujemy ciekawą historię pokazaną w sposób nieszablonowy. Książkę polecam wszystkim tym którzy oczekują lekkiej historii, ale jednocześnie dającej możliwość poznania siebie przez pryzmat głównych bohaterów. Książka momentami bawi, momentami smuci. Ale z pewnością nie można przejść obok niej obojętnie. Książkę polecam na wakacyjny odpoczynek. 

Za egzemplarz recenzencki dziękuję Wydawnictwu


Na południowym wschodzie...

 Po weekendzie spędzonym w Warszawie wylądowałem na Podkarpaciu, gdzie tradycyjnie walczę z katarem alergicznym. Jak na razie leki dostępne bez recepty nie przynoszą zamierzonych efektów. Dzisiaj nie miałem czasu, aby Was odwiedzić, ale zaraz nadrobię zaległości. Miło jest wrócić w to miejsce.

Pozdrawiam z deszczowej Warszawy

 Pozdrawiam z deszczowej Warszawy. Do blogowego życia wrócę po weekendzie, kiedy pojawię się na Podkarpaciu. Nie omieszkałem zabrać plecaka z książkami, naturalnie mam zamiar odwiedzać Wasze blogi w czasie odpoczynku. Oddam się wyłacznie czytaniu, komentowaniu oraz pisaniu.

"Za oknem cukierni" - Sarah - Kare Lynch


  Autorka swoje życie dzieli pomiędzy dzikim wybrzeżem Nowej Zelandii, francuskimi winnicami Szampanii, Nowym Yorkiem oraz urokliwym miasteczkiem na wzgórzach Toskanii. „Za oknem cukierni” jest pierwszą powieścią tej autorki, po którą sięgnąłem, co zresztą zrobiłem z dużą przyjemnością. Autorka wpadła na oryginalną fabułę i doskonale ją przeniosła na karty książki.

  Lily Turner dokonuje zaskakującego odkrycia. W czasie sprzątania rzeczy męża trafia na zdjęcie męża z obcą kobietą i dziećmi, które są łudząco podobne do męża. Zdjęcie znajduje w lewym bucie do golfa. Podejrzewa że maż wiedzie podwójne życie i stąd częste podróże do Włoch. Ma dwa wyjścia – zaczekać na męża, który wróci z delegacji i zapytać wprost, albo jechać w poszukiwaniu tych ludzi i męża. Wybrała drugie wyjście, co doprowadza do wielu zabawnych sytuacji, kiedy do akcji wejdą członkinie Tajnej Ligi Owdowiałych Cerowaczek. Tajemnica grupa ma za zadanie łączenie w pary ludzi o złamanych sercach. Oczywiście po drodze mamy wiele innych wątków. Książka zaskoczyła mnie świeżością i ogromnym poczuciem autorki, która opisuje ciekawie poczynania wdów, które szybko zdobyły moje serce i nawet nie wiem, kiedy wciągnąłem się w tę książkę jeszcze bardziej. Jeżeli ktoś liczy na to, że „Za oknem cukierni” to typowe romansidło to jest w wielkim błędzie. Sarah – Kate Lynch porusza temat zdrady, odpowiedzialności za rodzinę i trudnych wyborów. A to wszystko podane w słonecznej Toskanii z mnóstwem zapachów włoskiego jedzenia i dobrym humorem. Jest jedna rzecz, która nie do końca mi się podoba – a dokładnie chodzi mi o włoskie „wstawki” językowe, przy których nie ma tłumaczenia. Uważam, że powinny być podane w przypisach, co by pozwalało zrozumieć zawiłe nazwy. Z drugiej strony gdyby nie było tych włoskich nazw to wtedy książka by nie była taka włoska. Cieszę się, że znowu mogłem zawitać w pięknej Toskanii, przechadzać się wąskimi uliczkami i poznać nowych mieszkańców tego urokliwego kawałka świata. Z przyjemnością znowu się wybiorę kiedy otrzymam zaproszenie od pisarki.

Za egzemplarz recenzencki dziękuję Wydawnictwu


Dzień przed wyjazdem...

 Powoli szykuję się do wyjazdu, ale jeszcze dzisiaj napiszę o książce której czytanie mam nadzieję dzisiaj zakończyć. Wczoraj otrzymałem od Katarzyny Michalak jej "Sekretnik", a dzisiaj listonosz wręczył mi "Pod dwiema kosami czyi przedśmiertne zapiski żywotnego Mariana". Sam nie wiem co zabiorę ze sobą, przecież wyjeżdżam pociągiem na drugi koniec kraju, zatrzymując się na weekend w Warszawie. Tak czy inaczej potrzebuję odpoczynku, z pewnością zabiorę Kindla i przez blisko trzy tygodni chcę się oddać pasjom czytania, pisania i ostatecznego zredagowania opowiadania finałowego na konkurs "Studio Słów". A jakie papierowe książki spakuję do plecaka? Jeszcze sam nie wiem...
 Dziękuję wszystkim którzy mnie docenili i zaprosili do zabawy w nominacje, ale muszę podziękować i odmówić udziału. Przyczyna jest prosta. Ja sam nie potrafię wybrać tych najlepszych, gdyż wszystkie blogi uważam za wyjątkowe. Dlatego proszę...nie stawiajcie mnie w takiej sytuacji...nie chcę dzielić, porównywać i oceniać. Liczę na zrozumienie i wyrażam że aż trzy osoby chciały, abym się dołączył do zabawy.Mam nadzieję że nikt się na mnie nie obrazi.

  Z innej beczki. Dzisiaj w kiosku zakupiłem "Opowieści niesamowite" wydane przez miesięcznik  czwarty wymiar. Co w nim znajdziemy? Znajdziemy dwadzieścia opowiadań takich pisarzy jak Andrzej Pilipiuk, Katarzyna Enerlich, Andrzej Kosmowski, Maria Mamczur, Jewgienij Olejniczak, Paweł Szlachetko, Jan Tulik, Jaga Milewska oraz prace nagrodzone  w konkursie literackim "Zjawy - Duchy - Sny". Na 132 stronach znajdujemy ciekawe opowiadania, w sam raz na letnie wakacyjne odprężenie. Serdecznie polecam.

"Wirus Ebola w Helsinkach" - Taavi Soininvaara

  Właśnie zakończyłem czytanie „Wirusa ebola w Helsinkach autorstwa Taviego Soininvaara. Sam autor należy do grupy najpoczytniejszych pisarzy w Finlandii. Z zawodu jest prawnikiem. Gdy książka odniosła niebywały sukces w 2000 roku postanowił porzucić wyuczony zawód i zająć się wyłącznie pisaniem Zamknąłem książkę i zastanawiam się, co mam napisać? Że książka była dobra, a nawet więcej – tak ją odebrałem, że akcja toczy się wartko – zgadza się, że miałem wrażenie, że sam pomysł na książkę nie jest nowy? Tak pomyślałem, ale samo czytanie zrewanżowało mi wszystkie moje (może niesłuszne podejrzenia). To pierwsza książka tego autora, którą przeczytałem. I powiem wprost – książka ma coś w sobie i obgryzłem przy niej wszystkie paznokcie.

   Już tytuł zdradza, co jest tematem przewodnim książki – wirus ebola, a raczej wynalezienie szczepionki, która go unieszkodliwia. Naukowiec Arto Ratamo znajduje kod unieszkodliwiający śmiercionośnego wirusa i zapisuje jego wzór. Kolejny dzień z życia naukowca, który wkrótce obróci jego życie o 180 stopni. Od następnego poranka rozpoczyna się jego życiowy koszmar, ciągle ucieczki i wyścig z czasem. Wie doskonale, co jest na wadze tej gry. Czy jego córka jest na pewno bezpieczna z matką nieżyjącej córki? Kto usiłuje go zabić?

  Ja szczególnie jestem zadowolony z takiego tłumaczenia. Jest naprawdę dobre, jako czytelnik doskonale wiem, o co chodzi w trakcie kolejnych akcji. Z pewnością przekład z języka fińskiego nie należał do najłatwiejszych, dlatego tym większy szacunek dla tłumaczki Pani Bożeny Kojro.

Za egzemplarz dziękuję Wydawnictwu


Poniedziałkowo z Bocellim

  Nowy tydzień przynosi nowe wyzwania. Przed południem otrzymałem "Biblię dziennikarstwa" oraz "Dziewczynę, która pływała z delfinami". Kolejna paczka to książki od Małgorzaty Gutowskiej - Adamczyk. Dostałem również książkę w pdf-ie. Panie Arturze - dziękuję za maila oraz załącznik z książką które dzisiaj otrzymałem. Z pewnością przeczytam, gdy znajdę czas. Wszystkim serdecznie dziękuję. Pani Małgosiu - odezwę się po wyjeździe. W najbliższy weekend będę w Warszawie.

  Wczorajszego wieczora naszła mnie pewna refleksja. Są w necie dwie osoby, które obsesyjnie pragną aby mój blog zniknął. Mam złe wiadomości...nie zniknie... póki mam okazję oraz ochotę,  będę tutaj pisał co chcę, jak chcę i kiedy chcę. Nikomu nie wyrządzam tym szkody, a anonimowe i obraźliwe  komentarze oczywiście są kasowane. Ale za nie również dziękuję. Nie jestem geniuszem, piszę tak jak czuję, czasami nawet wbrew temu, gdyż nie chcę nikogo skrzywdzić złym słowem ( przecież autorzy to czytają). Szanuję polskich autorów i bardzo cenię. Uważam że reprezentują bardzo wysoko poziom literatury.  Ciągle kogoś odkrywam i ten pisarz, pisarka mnie zaskakuje. Zdaję sobie sprawę że popełniam błędy. Nie piszę w wordzie, nie sprawdzam swoich tekstów. Zawsze uważałem że najważniejsza jest pierwsza myśl, gdyż to ona płynie z serca. Chciałbym napisać tutaj wiele więcej, ale nie zrobię tego. Czasami jest dobrze zostać sam na sam ze swoimi myślami. Na razie się żegnam. Do kolejnego spotkania w sieci...







 

"Cudowne życie Staśka i inych aniołów" - Teresa Anna Aleksandrowicz

  „Cudowne życie Staśka i innych aniołów” jest książką przyjemną w odbiorze i z pewnością sięgnie po nią każdy kto szuka prostej historii w której na pierwszy rzut oka dzieje się niewiele, ale rekompensują  to historie podane w ciekawym, literackim opowiadaniu. Autorka Teresa Anna Aleksandrowicz od 26 lat mieszka w Niemczech pracując jako pielęgniarka nocna. Dlatego doskonale rozumiem charakterystykę jej postaci. Z pewnością, na co dzień ma styczność z ludźmi, którzy są podobni do stworzonych bohaterów. W powieści spotkamy się głownie z samotnymi rencistkami oraz Jerzym Aniołem, który jest znanym na świecie pianistą i kompozytorem oraz jego ojcem Michałem Aniołem – emerytem. Przypadek sprawia, iż Natalia – jedna z głównych postaci w czasie wizyty w księgarni gdzie ma zwyczaj pożyczać książki – zostaje zabrana przez Jerzego Anioła do jego domu gdzie poznaje ojca. Wszystko wydarza się szybko i wynika z roztargnienia oraz zdenerwowania wtedy jeszcze tajemniczego mężczyzny. Sama Natalia z początku uważa się za porwaną, ale wszystko dobrze się kończy. Oczywiście po drodze mamy komedię pomyłek, wiele zabawnych perypetii głównych bohaterów i odpowiedź autorki na pytanie czy każdy w każdym wieku zasługuje na szczęście. Autorka doskonale nas prowadzi przez kolejne wątki, a wszystko jest ukazane w scenerii małego miasteczka. Na 432 stronach znajdujemy historie ludzi, którzy naprawdę mogą być naszymi bliskimi sąsiadami. Pisarka doskonale pokazuje los rencistów w Polsce, ich bolączki i codzienną walkę o przetrwanie. Udowadnia, że na miłość nigdy nie jest za późno, a  z marzeń nie wolni rezygnować bez względu na wiek.  To książka z dużą dawką optymizmu i nadziei na lepsze jutro.

  Książka sama w sobie sprawiła mi wiele radości. Styl pisania Teresy Anny Aleksandrowicz przemawia do mnie w sposób doskonały. Książka w pewnym stopniu przypomina mi „Sosnowe dziedzictwo” Marii Ulatowskiej, ale to sprawia, iż książka jest dla mnie jeszcze bardziej warta przeczytania. Może się okazać, że tylko ja miałem takie odczucia w czasie lektury. Na tylnej okładce wplecione są cztery zdania na temat książki Teresy Aleksandrowicz przez autorkę „Sosnowego dziedzictwa”. Sam kierując się tytułem uważałem że jest to książka o aniołach. I do pewnego stopnia nie pomyliłem się.

   Książkę polecam każdemu, kto chce przeczytać piękną historię, a przy niej wypocząć. Ja się doskonale bawiłem i liczę na to, że książka zadowoli każdego, kto po nią sięgnie. Historia sama w sobie niesie dawkę miłości, nadziei i radości. Ja sam doskonale się bawiłem w czasie tej lektury i często na mojej twarzy pojawiał się uśmiech. Nic czytelnikowi nie sprawia takiej radości jak historia ze szczęśliwym zakończeniem.Nawet nie wiedziałem kiedy zakończyłem czytanie tej historii. Z przyjemnością przeczytam co będzie się działo dalej u moich nowych znajomych.

Za egzemplarz serdecznie dziękuję Wydawnictwu 


"Wyznania księży alkoholików" - Stanisław Zasada

  Dzisiaj parę słów o książce, której premiera w księgarniach będzie miała miejsce 28 lipca. Dzięki uprzejmości Wydawnictwa Znak miałem okazję przeczytać egzemplarz próbny przed wkroczeniem tego tytułu na rynek księgarski. Autor Stanisław Zasada jest dziennikarzem oraz absolwentem UMK w Toruniu. Na co dzień współpracuje z katolickimi czasopismami. Tytuł książki pokazuje w sposób jasny, o czym traktuje książka. Temat nie należy do łatwych i przyjemnych, ale nie ulega wątpliwości, iż problem alkoholizmu w środowisku kościelnym istniał i istnieje. Co jest główną przyczyną alkoholizmu wśród kapłanów?  Tutaj można snuć wiele teorii, które mogą mieć częściowe pokrycie w rzeczywistości. A w książce przemawiają sami księża, którzy mówią wprost „Na imię mam X. Jestem księdzem. Jestem alkoholikiem”. Z pewnością nie jest to proste wyznanie dla człowieka, który to mówi przed wspólnotą parafialną, przed samym sobą, przed Bogiem. Jaki jest wspólny mianownik tych historii? Wierzę, że każdy, kto po książkę sięgnie znajdzie go bez problemu. Należę pamiętać o jednym, że choroba alkoholowa może dotknąć każdego, chociaż jesteśmy w różny sposób na nią narażeni. W książce ujęło mnie że nikt nikogo nie oskarża, ale również nikt nikogo nie broni. Historie opowiedziane są delikatnie i bez zbędnych napięć. To prosta książka opowiadająca o tym, że w XXI wielu powinno się zmienić nastawienie do kleru. Współcześni duchowni w wirze codzienności i samotności uciekają w swój świat - często świat, w którym na chwilę mogą się zapomnieć o tym jak wracają na plebanie często czekają na nich tylko cztery ściany. Kapłaństwo jak inne wybrane zawody należy do "grup zwiększonego ryzyka". Głównym powodem jest długotrwałe, psychiczne napięcie. Pamiętajmy, że wiek XXI przyniósł nie tylko zmiany społeczne, ekonomiczne, techniczne,  ale również kulturowe. Od kapłana wymaga się, aby był przyjacielem, herosem, przykładem. Kapłan szczególnie w mniejszych miejscowościach jest na przysłowiowym świeczniku. Zdaje sobie sprawę, że każdy jego ruch jest obserwowany, analizowany i komentowany często w sposób niekorzystny dla niego. A przecież tak naprawdę święcenia kapłańskie, sutanna czy habit nie zmieniają człowieka i nie czynią go automatycznie świętym. 

  Zastanawiałem się, komu mogę polecić książkę...Myślę, iż każdemu, kto chce spojrzeć na problem alkoholizmu mężczyzn w sutannach z perspektywy ich opowiadań. Książkę czyta się szybko i z pewnością nie jest to czas stracony. Książka to zbiór świadectw i ja osobiście darzę wielkim szacunkiem każdego, kto potrafi się przyznać przez innymi, że ma problem alkoholowy i że potrzebuje pomocy. Ten problem dotyka wiele osób niezależnie od tego, kim jest i jaki zawód wykonuje. Często alkoholik się dobrze maskuje w swoim środowisku i nie pozwala sobie nawet na przelotną myśl o tym, że problem dotyczy również jego. Każdy jest tylko człowiekiem, każdemu należy się szacunek, a szczególnie osobom, którzy nie potrafią sobie poradzić ze sobą. Może warto rozejrzeć się w swoim środowisku i nie patrzeć krzywo na sąsiada, który znowu zatacza się na klatce schodowej, ale może czas zebrać się na odwagę i pomyśleć czy można coś dla niego zrobić? Ja mam wrażenie, że coraz bardziej oceniamy i krytykujemy, gdyż to jest wygodniejsze niż odrobina empatii i chęci niesienia pomocy. Sam życzę każdemu kto sięgnie po "Wyznania księży alkoholików"  aby po tej lekturze zrozumieli że słowa "kto jest bez grzechu niech pierwszy rzuci kamieniem" dotyczy również nas. Ta książka jest potrzebna, może przerwie mity pokutujące w naszym kraju? W każdym razie osobiście cieszę się że powstała. I głęboko wierzę że sięgnie po nią wiele osób, mimo uprzedzeń. Nie jest ważne czy jesteś wierzący i praktykujący. Warto wyzbyć się uprzedzeń i sięgnąć po tę pozycję. To naprawdę głęboka, poruszająca książka pokazująca tak naprawdę ludzkie tragedie. Polecam.

"Rozsypane wspomnienia" - Jolanta Kwiatkowska

  Właśnie przeczytałem pierwszą książkę kolejnej pisarki, którą znam wyłącznie z rozmów w wirtualnym świecie. Kompletnie nie wiedziałem czego mogę się spodziewać po tej książce. Gdy zobaczyłem okładkę to westchnąłem na myśl że Jolanta Kwiatkowska zaserwuje mi romansidło, które ja będę próbował usprawiedliwić przegryzając wargi na każdej kolejnej stronie. Po części tak było...przegryzałem wargi i byłem bliski skrajnych emocji. Jolanta Kwiatkowska podarowała mi piękną historię, która ścisnęła moje serce i z pewnością nie pozwoli szybko o niej zapomnieć.

  Czy wierzycie w miłość z piaskownicy na całe życie? Czy wierzycie że może przetrwać? Piotr i Małgorzata to główne postacie tej historii która mogła się zdarzyć w każdej rodzinie, chociaż wiele sytuacji można uznać za mało prawdopodobne, ale nie znaczy że niemożliwe. Nie chcę za dużo pisać, ale książka jest napisana w formie pamiętnika. Piotr prosi żonę, aby spisywała ich wspólne wspomnienia oraz córki Katarzyny. Życie spisane przez Małgorzatę. Akcja zaczyna się na początku drugiej połowy XX wieku i kończy w czasach współczesnych.  Małgorzata jest kobietą która bierze najwięcej na swoje barki i to co ją spotyka opisuje w dzienniku czasami okraszając to własnymi refleksami. Jak to w życiu bywa nie może być zbyt różowo. Nadchodzą pierwsze problemy, kolejne ludzkie tragedie i ogrom nieszczęść z którymi coraz trudniej jest sobie poradzić. Książka mnie wiele nauczyła, a na dodatek wiele powiedziała o autorce. Wczorajszego wieczora porozmawiałem z autorką na temat książki. Ta książka jest o  miłości do najbliższych ludzi i ludzkich, trudnych wyborach. A czasami te wybory są skazane na porażkę i osamotnienie. Autorka porusza wiele ważnych kwestii takich jak relacje małżeńskie, rozpad tych relacji, rozwód, tajemnice rodzinne, ciąża dziecka. Główna bohaterka Małgorzata pragnie chronić wszystkich których kocha, ale nie potrafi ochronić siebie. To wyjątkowo mądra książka która z pewnością pomoże wszystkim którzy przeżywają kryzysy małżeńskie, które zmagają się z niemocą codzienności. To nie jest książka przy której wypoczniemy, ale należy do tych przy których możemy uronić łzę, identyfikować się z postaciami. Każdy w niej znajdzie coś dla siebie. Autorka doskonale ukazała relacje z perspektywy psychologicznej, biegle posługując się terminologią psychologiczną i psychiatryczną w nazwach chorobowych. Książka zasługuje na zainteresowanie. Ja sam po raz kolejny się przekonałem że nie należy oceniać książki po okładce. Gorąco polecam. 

 Przypominam że z autorką rozmawiałem na moim blogu i zapraszam na oficjalną stronę  autorki.



Za egzemplarz recenzencki dziękuję Wydawnictwu




"Kiedyś przy Błękitnym Księżycu" - Katarzyna Enerlich

   Zabiegałem o tę książkę, gdyż byłem ciekawy co może napisać ta rudowłosa, uśmiechnięta kobieta. Sam nie wiem dlaczego chciałem tę książkę. Może powodem był poruszany temat? A nie należy do łatwych. Narratorką i obserwatorką swojego własnego życia jest Basia, która dojrzewa na kolejnych stronach książki i staje się kobietą. Napisałem dzisiaj do autorki że kończę czytać i kompletnie nie wiem co mam napisać. Powodem jest to że czytając historię Basi przypomniałem sobie o swoim życiu również z ojcem alkoholikiem. O tym właśnie jest książka. O dziecku alkoholika i jego życiu, a raczej wegetacji w kolejnych latach. Katarzyna Enerlich doskonale nakreśliła postać i jej rys psychologiczny. Ujęła mnie swoją historią, której dużą część widzę w swoim przeszłym życiu. Ale my tak mamy. Dorosłe Dzieci Alkoholików ciągle grają. Sam parę lat pracowałem z uzależnionymi, ukończyłem mnóstwo kursów dotyczących pomocy osobom chorym na alkoholizm. Prawdą jest że choroba alkoholowa rodzica rzutuje na nasze dorosłe życie. Ale ile osób współuzależnionych zdaje sobie z tego sprawę? Ulu poddaje się terapii?

   Kiedyś jedna z pisarek napisała mi że napisała pierwszą powieść, aby rozliczyć się z przeszłością. A jak jest u Katarzyny Enerlich? Tego nie wiemy, ale ja sam podziwiam autorkę za odwagę. Napisanie tej książki wymaga dużej odwagi i stoczenia walki z samym sobą. Uważam że to osobista książka, nie wiem do jakiego poziomu, ale z pewnością tak jest. A napisanie jej wymaga wiele odwagi. Dziękuję Kasiu za tę książkę. Książka nie jest prosta w odbiorze, jest "życiowa", autorka pokazuje ten brutalny, prawdziwy świat bez woalki. Uważam że tak trzeba. "Kiedyś przy Błękitnym Księżycu" to książka która uczy i pomaga na nowo się odrodzić, wzbudza refleksję i daję nadzieję że każdy z nas może być szczęśliwy. Wielu z nas dźwiga tajemnice rodzinne sprzed lat, tajemnice za które my płacimy jako dorośli. A może czas aby zacząć żyć? Katarzyna Enerlich sprawia że ulegamy przemianie, czasami może to być bolesna przemiana, ale czasami jest potrzebna otwarta operacja, aby przestało boleć.  Książkę polecam głównie dorosłym, nie tylko dotkniętym chorobą alkoholową bliskich.

Za egzemplarz recenzencki dziękuję Wydawnictwu


"Słowo pirata" - Magdalena Starzycka

   "Słowo pirata" jest książką po którą sięgnąłem z przyjemnością. Już okładka mnie zaciekawiła. Stara mapa na zielonym tle, stary kompas. Typowe atrybuty pirata, dlatego nie mogłem się pohamować aby książkę przeczytać. Wcześniej przeczytałem wiele pozytywnych recenzji. Temat również jest bardzo ciekawy, więc dlaczego nie? - pomyślałem.

    Autorka przenosi nas w trzy strefy czasowe. Kupiec Friedrich Stein ze swoją załogą zostaje zaatakowany na  przez statek piratów. Jego statek zostaje kompletnie zniszczony. Na brzegu gdy odzyskuje przytomność odnajduje żywego pirata, który był przywódcą załogi pirackiej i postanawia uratować mu życie, chociaż nie jest to dla niego prosta decyzja. 
Druga strefa czasowa to czas trwającej drugiej wojny światowej. Jesteśmy w Łodzi, gdzie poznajemy ród Beneszów, potomków średniowiecznego kupca.  Beneszowie również są ludźmi honoru i odwagi, co nie jest łatwe w okresie w którym przyszło im żyć.
Trzeci okres to XXI wiek. Aleksandra Benesz dowiaduje się nieoczekiwanie o spadku, który czeka na nią w Szwajcarii w Zurychu. Z początku podchodzi do tego z dystansem, ale wkrótce rozumie że nie jest to dowcip. Powoli wchodzi w świat, o którym nawet nie marzyła. 

   Magdalena Starzyńska jest łodzianką, ale zgrabnie zarysowuje inne kultury i państwa. Doskonale pokazuje czasy z różnych epok, zgrabnie przemieszczając nas pomiędzy kolejnymi wydarzeniami, miejscami i postaciami. Autorka doskonale wiedziała co chce przekazać, bawi się miejscami i konstruuje z olbrzymią dokładnością miejsca dokładnie je uwidaczniając w świecie bohaterów.

   Bohaterka pokazuje czym jest honor, przyjaźń czyli wartości które niestety zanikają w czasach współczesnych ulegając przekształceniom. Ja sam gratuluję autorce pomysłu na tę książkę i liczę że wkrótce zapoznam się z jej drugą książką "Spijając filiżankami słońce".

"Fitness dla mężczyzn" - Tomasz Brzózka

  Dzisiejszego wieczoru chcę napisać o jednej z książek która jest dla mnie ważna w strefie sportu. Napisana przez znanego trenera, sportsmena może służyć szczególnie początkowym adeptom sportu jako doskonały przewodnik w świat ćwiczeń siłowych i aerobowych. Doskonale sobie zdaję sprawę że w przeważającej mierze odwiedza mnie płeć przeciwna, ale zawsze książkę można polecić swojemu chłopakowi czy też mężowi. A naprawdę warto...

  Twarda oprawa, doskonała jakość papieru, mnogość zdjęć opisujących kolejne ćwiczenia na kolejne partie ciała stanowią przyjemny przewodnik po tym sporcie, który powinniśmy uprawiać nie tylko dla sylwetki, ale również dla zachowania zdrowia. W książce ujęło mnie profesjonalne podejście do tematu przez człowieka który się zna na rzeczy i potrafi to przekazać czytelnikowi. Książka składa się z siedmiu rozdziałów poświęconych odpowiedzi na pytanie czym jest fitness, jaki należy dobrać sprzęt i strój do treningu, rady jak można wykorzystać fitness przeciw nadwadze i wiele innych cennych porad. Do książki dołączona jest płyta DVD, na której Tomasz Brzózka prezentuje i omawia szeroki wachlarz ćwiczeń na wszystkie partie mięśniowe demonstruje przykładowy trening fitness w siłowni, a także wtajemnicza widza w arkany relaksacji (w konsultacji z joginką Elżbietą Kwasek). Naprawdę polecam...czasami wystarczy niewiele , aby wiele osiągnąć.

"Wywieranie wpływu na ludzi. Teoria i praktyka" - Robert Cialdini

   Sięgamy po coś co jest nam zbędne po namowie innych ludzi? Kupujemy w sklepie rzeczy które po powrocie rzucamy w kąt, gdyż nie są nam do niczego potrzebne? Pozwalamy sobą sterować? Uważamy że towar droższy jest lepszy niż tańszy odpowiednik? Jeżeli choć na jedno pytanie odpowiesz pozytywnie to jest książka dla Ciebie.

  Po tę pozycję po raz pierwszy sięgnąłem kiedy zaczęło być o niej głośno w naszym kraju. Na studiach była to jedna z lektur obowiązkowych, a teraz miałem okazję przeczytać nowe i poszerzone wydanie. Psychologia to mój konik, dlatego uwielbiam książki tego typu, które nie są płytkimi poradnikami skopiowanych teorii z innych książek. Książka jest podzielona na osiem rozdziałów dotyczących: narzędzi wpływu, reguł wzajemności, zaangażowania i konsekwencji, społecznego dowodu słuszności, lubienia i sympatii, autorytetu, niedostępności  oraz wpływu w mgnieniu oka. Książka jak zwykle zrobiła na mnie duże wrażenie. Czym jest ta książka? Jest czymś w rodzaju Biblii dla tych, którzy chcą w końcu kontrolować siebie i nie pozwalać na przejmowanie kontroli nad nimi przez innych. Oczywiście to jest bardzo ogólnikowe stwierdzenie.

  To nie jest poradnik, ale nie jest to również kolejna nudna, naukowa książka. To książka która przedstawia badania naukowe, teorie, a do tego jest mnóstwo opinii czytelników oraz są również zdjęcia, które doskonale korespondują z tematyką podawaną nam przez profesora Cialdiniego. Dla mnie ważne jest to że autor zasypuje nas przykładami z życia, które możemy odnieść do naszego środowiska i doświadczeń. Serdecznie polecam każdemu. Przy tej książce nie można się nudzić, ale naprawdę możemy się wiele dowiedzieć o tym co nas dotyczy. Do książki jest dołączona płyta CD z wykładem profesora. To fascynująca podróż w głąb nas samych widzianych oczami innych.

Za egzemplarz recenzencki dziękuję Wydawnictwom :


oraz 





Trochę słońca w deszczowy dzień

  Wczorajszego wieczora miałem okazję przeprowadzić długą rozmowę z uroczą pisarką, której książki są dobrze znane szczególnie kobietom, chociaż sądzę że mężczyźni również czytają jej książki, ale jakoś nie spieszą o tym informować świata. Autorka od początku rozmowy wykazała się dużą skromnością, wrodzoną inteligencją oraz bardzo pozytywnym nastawieniem do życia. O kim piszę? Piszę o Katarzynie Michalak znanej z takich książek jak „Sekretnik”, „Lato w Jagódce”, „Poczekajce”, „ Zachcianku”, „Zmyślonej” i innym książkach, które rozświetlają czytelnikom życie i dają wiele wskazówek.

    Niestety zgodnie z wcześniejszą decyzją zamknąłem „przepytywanie” pisarzy na okres wakacyjny, ale Katarzyna Michalak otworzy nowy sezon już we wrześniu. Już w pierwszy czwartek września spotkamy się z Kasią i porozmawiamy. O czym? Naturalnie o tym co kocha. O jej dorobku literackim, o kolejnych planowanych książkach, ale z pewnością będzie w wywiadzie dużo, dużo więcej informacji. Dodam że wywiad z Kasią będzie przeprowadzony w innej formie, niż do tej pory.W jakiej? Na razie niech to zostanie słodką tajemnicą.

    Katarzynę Michalak z pewnością cechuje coś, co nazywa się skromność, duża pokora, ogromny potencjał inteligencji, empatii oraz dystans do świata i ludzi. Po paru minutach "mnie miała". Co to znaczy? Trudno jest zdobyć moje zaufanie, nawet wśród znajomych, a Kasia ma w sobie coś takiego że wszelakie mury od razu runęły. Jestem przekonany doskonale przekłada się na kontakt z czytelnikami które doskonale rozumieją to co chce przekazać w swoich książkach, szczególnie z tymi z którymi spotyka się osobiście. Ja sam przyznaję się że nie czytałem żadnej książki tej autorki, ale zamierzam to zmienić w czasie wyjazdu wakacyjnego. Jestem ciekawy książek Kasi. Zapraszam do obejrzenia krótkich spotów reklamujących jej wybrane książki. Wczoraj przypadkowo zobaczyłem teledysk „Poczekajki” i chcę przeczytać tę książkę. Kto z nas nie szuka w swoim życiu Edenu? Zapraszam do zapoznania się z książkami Kasi Michalak.Zapraszam nie tylko kobiety, ale również mężczyzn. 

Tutaj znajdziemy linka do strony autorki.

Poniżej zamieszczam teledyski które nawiązują do książek Kasi. 









'Sekret aneksu numer 3" - Colin Dexter

  Po raz pierwszy zetknąłem się z literaturą Colina Dextera. I mogę napisać że żałuję że tak późno i że będę nadrabiał zaległości. Autor jest autorem 13 powieści o inspektorze Morsie i jego partnerze sierżancie Lewisie. Doceniany i wielokrotnie nagradzany najważniejszymi brytyjskimi nagrodami literackimi. Jedenaście lat temu książę Karol odznaczył go Orderem Imperium Brytyjskiego za zasługi dla literatury.

   W "Sekrecie aneksu numer 3" znalazłem wszystko co kocham w dobrym kryminale - morderstwo, tajemnicę, inteligentną grę z czytelnikiem. Od początku styl przypomina mi kryminały Agathy Christie co jest dla mnie dodatkowym plusem. 

   Jak to w kryminale bywa na początku jest morderstwo. Tutaj mamy morderstwo popełnione z premedytacją w czasie sylwestrowej zabawy na której obowiązują przebrania. Zostaje zamordowany mężczyzna. Goście ściągają z wielu stron, często nie podając swoich prawdziwych danych personalnych. Zabawa trwa w najlepsze. Ale Colin Dexter zostawił  dla czytelnika to co najlepsze na deser. Do akcji wchodzą inspektor Morse i sierżant Lewis. A rozwiązanie zagadki nie należy do najprostszych. Autor pokusił się o dokładne opisy miejsc i postaci, ciekawe dialogi oraz sprawił że ludzie których spotykamy na stronach książki stają się nam bliscy, są tacy zwykli jak my i to również sprawia że przyjmujemy tę książkę tak ciepło. 

   Ksiązkę polecam tym którzy kochają dobre kryminały, angielskie historie w stylu historii Agathy Christie. Ja się doskonale przy niej bawiłem i myślę że każdy kto po nią sięgnie przeżyje to samo. Koniecznie muszę sięgnąć po kolejne pozycje tego autora. A zapewniam że warto to zrobić. Colin Dexter wszedł na moją półkę z napisem "Ulubieni pisarze".

ZA KSIĄŻKĘ DZIĘKUJĘ WYDAWNICTWU 


"Dłoń pełna gwiazd" - Rafik Schami

  Rafik Shami urodzony w 1946 roku jest dziennikarzem i pisarzem pochodzenia syryjskiego, mieszkającym w Niemczech. Zdobywca paru prestiżowych niemieckich nagród dla pisarzy obcokrajowców.Powieść "Dłoń pełna gwiazd" została wpisana na listę najznakomitszych ksiażek i otrzymała Nagrodę Państwową w Austrii. Książka została przetłumaczona na kilkanaście języków i ukazała się w kilkunastu krajach.

   Książka jest napisana w formie dziennika, co jest dodatkowym atutem książki. Młody człowiek za namową swojego przyjaciela i wujka Salima rozpoczyna pisanie dziennika. Czytamy kawał dobrej prozy, gdybym nie wiedział że to fikcja literacka z całą pewnością bym uwierzył w przedstawione tam wydarzenia. Akcja umiejscowiona jest w Damaszku, w bliżej nieokreślonym czasie. Poprzez codzienne zapiski czytamy o marzeniach i planach młodego człowieka, o życiu codziennej lokalnej społeczności. Czytelnik widzi przeobrażenie chłopca, którego wpisy są coraz bardziej głębokie i dojrzałe. 

  "Dłoń pełna gwiazd" to opowieść wielowątkowa gdzie mieszają się emocje, czasy, ludzie, gdzie wszystko jest na swój sposób proste i zabawne, ale jednak możemy dojść do wniosku że wcale tak być nie musi. To książka o dojrzewaniu, o marzeniach i o ideałach które mają pomóc zmienić świat. To głębokie, poruszające dzieło. Pokazuje zmiany w narratorze i w otoczeniu widziane jego oczami. 

Książkę polecam szczególnie tym, którzy szukają w książce czegoś głębszego, których fascynuje świat.

ZA EGZEMPLARZ DZIĘKUJĘ WYDAWNICTWU





""Moc i cesarzowa" - Katarzyna Gacek, Agnieszka Szczepańska

  Po książkę sięgnąłem w dzisiejszy poranek i to był błąd. Dlaczego? Gdy zacząłem nie mogłem przestać jej czytać. Ta książka mnie od siebie uzależniła, sprawiła że czytałem ukradkiem w pracy pod blatem biurka przewracając nerwowo kolejne strony.  Po raz kolejny przekonuję się że rodzimi pisarze mogą konkurować z tymi bardziej znanymi na świecie. Niesamowicie skonstruowana historia która nie pozwoliła mi od siebie odpocząć. Autorki trafiły w moje gusta. W pełnym tego słowa znaczeniu...Panie psycholog i prawnik napisały książkę która doskonale trafiła w moje potrzeby intelektualne, literackie i relaksacyjne.

  Komisarz Anna Sarnowicz zostaje skierowana do rozwiązania tajemniczego morderstwa. Grupa licealistów przebywających na wagarach dokonała strasznego odkrycia - nad Wisłą odnajdują zwłoki kochanków w splecionym uścisku. W pobliżu miejsca zbrodni policja znajduje porzucony motocykl oraz egzemplarz "Romea i Juli" jak się okazuje skradziony wcześniej z biblioteki. Policjantka wchodzi w świat ezoteryki, nie wiedząc nawet do końca z czym ma styczność. Czy uda jej się rozwiązać zawiłą zagadkę? Książka jest proporcjonalnie wyważona. Nie ma w niej niepotrzebnej ckliwości i zbyt długich opisów. Książka zaskakuje świeżością i według mnie jest polskim kryminałem na wysokim poziomie.

   "Moc i cesarzowa" jest ostatnią z trylogii dotyczącej pani Komisarz, ale z pewnością sięgnę po poprzednie i wierzę że będę się przy nich równie dobrze bawił. Książkę przeczytałem w rekordowo krótkim czasie i poczułem niedosyt że to już koniec. Chcę więcej...koniecznie muszę przeczytać z tej serii "Maga i diabła" oraz "Wisielca i księżyc".

Książkę otrzymałem dzięki uprzejmości Wydawnictwa


Czwartkowe spotkanie przy kawie z Romualdem Pawlakiem

Piter Murphy: Od jakiegoś czasu planowałem przeprowadzić tę rozmowę, ale przyjemności trzeba sobie dozować, więc cieszę się że dzisiaj możemy wypić filiżankę kawy i porozmawiać. Jesteś szalenie skromnym człowiekiem ale chciałbym, abyś dzisiaj jednak trochę „napęczniał”. W końcu masz ku temu powody. Debiutowałeś w 1987 roku w czasopiśmie „Na przełaj” opowiadaniami „Deborah” oraz „Stukający wiatr”. Potem współpraca z czasopismami z gatunku fantastyki. Masz już duże doświadczenie w tym temacie. Czy coś przez lata zmieniło się na lepsze na polskim rynku wydawniczym?

Romuald Pawlak: Powiedziałbym, że zmieniło się niemal wszystko, poza jednym: ludzie wciąż chętniej czytają książki dobre niż złe (śmiech). Przede wszystkim, minęła koszmarna dekada lat dziewięćdziesiątych, kiedy to byle Amerykanin był z góry uważany za lepszego pisarza, wobec czego np. niemal nikt nie wydawał polskiej fantastyki, którą wtedy pisałem. Teraz jest ostra, zdrowa konkurencja, bestsellerem czy książką nagradzaną może być zarówno tekst polski, jak i tłumaczony. A przepaść w księgarniach może zarówno Smith, jak i Kowalski.

PM: Skąd czerpiesz tematy do swoich książek? Dla mnie fantastyka to czysta abstrakcja i szczerze podziwiam pisarzy, którzy wchodzą w ten gatunek, a nie należy on do najłatwiejszych.

RP: Fantastyka to zwykle pierwszy wybór młodych ludzi, rzadko kto dla fantastyki odchodzi z innych gatunków. Natomiast skąd biorę tematy? Z życia, z lektur, z rozmów, z mediów… ze wszystkiego, co mnie otacza. Ktoś mądrze zauważył, że pisarzem jest się cały czas, nawet kiedy się śpi. Pomysły przychodzą, bywa, że przybierają postać tekstu, choć częściej – tak jest u mnie – pozostają jedynie w postaci paru notatek i tak kończą swój żywot.

PM: Romku, pisujesz również książki dla dzieci i z tego co wiem masz wielu dziecięcych fanów. Co sprawi Tobie większą przyjemność? Pisanie dla dorosłych czy też dla dzieci?

RP: To są nieporównywalne doświadczenia, mnie równą frajdę sprawia pisanie dla dorosłych, jak i dla dzieci. Różnicę dostrzegam gdzie indziej: w odbiorze. Wiesz, dziecko czy nastolatek, jeśli nudzisz na spotkaniu autorskim albo on nudzi się podczas lektury, to ci to powie, nie będzie mieć zahamowań, nie ograniczą go konwenanse typu „bo nie wypada”. A dorośli… Wiesz, często ktoś cię publicznie poklepie po ramieniu czy pochwali, myśląc coś przeciwnego. Działa to i w drugą stronę: napisze złą recenzję wcale nie dlatego, że książka mu się nie podobała. Tysiąc konwenansów, podtekstów, małych, niskich gierek… Oczywiście, nie dotyczy to wszystkich czytelników czy krytyków, ale jakiś procent dorosłych tak ma. Dzieci – niemal w ogóle. Stąd jak się któremuś podoba, to wiem, że naprawdę.

PM:  Kto jest dla Ciebie literackim wzorem? O ile ktoś taki istnieje.

RP: Z wzorami ciężka sprawa, aczkolwiek da się wytypować kilkoro pisarzy, którzy na mnie wpłynęli. Na pewno Bułhakow, Eco, Kossak, na pewno też za moje skrzywienie w stronę obyczaju odpowiadają Czechow, Babel i Zoszczenko skrzyżowani z Faulknerem. Ostatnio Raspail sprawił mi wiele przyjemności „Ja, Antoni de Tounens, książę Patagonii”, książką tak niekomercyjną, ale zarazem tak wielką, że kiwałem głową podczas lektury – szczególnie dlatego, że sam popełniłem coś podobnego, jeszcze nie znając jego dzieła, znacznie lepszego od mojego „Cabezano”.
PM: Znajdujesz czas na czytanie książek innych autorów?

RP: Z trudem, chociaż staram się. Ale częściej niż beletrystykę czytam książki non-fiction, szczególnie historyczne. Chociaż coś tam zawsze wygospodaruję dla dobrej prozy. Ostatnio, dzięki uprzejmości jednego ze znajomych, w porę, czyli tuż przed serialem, przeczytałem całość „Pieśni Ognia i Lodu” Martina.

PM: Masz jakieś rady dla przyszłych debiutantów?

RP: Mam wrażenie, że nie ma dobrych rad, wszystkie one zabrzmią niewiarygodnie, bo każdy idzie swoją drogą. Ale na pewno trzeba mieć wyczulone ucho na słowa sensownej krytyki, nie odrzucać jej, tylko wykorzystywać do nauki. Ale zarazem trzeba nauczyć się nie przejmować krytyką w stopniu niszczącym. Dziś, szczególnie w sieci, nie brakuje ani frustratów, ani tym bardziej dyletantów, upowszechniły się tzw. „recki” zamiast recenzji. Z całym szacunkiem, ale czasem spotykam tam kosmiczne bzdury – i mówię to nie na podstawie obserwacji swoich książek, tylko raczej cudzych. Trzeba więc, aspirując do pisania, nauczyć się umiejętnie traktować krytykę. Przy czym chciałbym wyraźnie zaznaczyć: nie tylko negatywna bywa niszcząca, ja w sumie nie wiem, czy nie więcej szkody wyrządza takie poklepywactwo, chwalenie wszystkiego, co autor napisał – bo wtedy się nie rozwija.
Inna rada: regularnie pisać i czytać. Kto nie maszeruje, ten ginie, powiada dewiza Legii Cudzoziemskiej, i jest to prawda. Nie wystarczy napisać dobry tekst, w chwili znalezienia dla niego wydawcy, on staje się historią, a my znów musimy udowodnić, że coś potrafimy. Wspominam o tym, chociaż pytasz o debiutantów, gdyż ci często popełniają błąd, myśląc w kategoriach jednego tekstu. Nie, należy myśleć o kilku opowiadaniach, kilku książkach… choć niekoniecznie z jednym bohaterem (śmiech).

PM: Które ze swoich dzieł uważasz za najlepsze, a które za najgorsze?

RP: To pytanie z gatunku „Bardziej kochasz tatusia czy mamusię?”, więc chociaż ja mam opinię w tej sprawie i ze dwie książki uważam za takie, że błędem było ich publikowanie, to się nie przyznam, niech sobie żyją w spokoju. Odpowiedź poznasz, kiedy inne będę wznawiać, a tych – nie. A propos wznowień i odpowiedzi, które lubię, to na pewno bardzo lubię „Inne okręty”, skoro starałem się je w wersji bardzo mocno przerobionej i oczyszczonej z debiutanckich błędów wznowić. W lipcu będzie można sprawdzić, czy to dobra książka… i zobaczyć, dlaczego dorzuciłem długi wątek o polskich koloniach w Ameryce Łacińskiej (śmiech).

PM: Nad czym aktualnie pracujesz?

RM: Nad kilkoma projektami równocześnie. No cóż, niespokojny duch ze mnie, pisujący różne dziwne rzeczy, chyba więc nikogo nie zaskoczy, że jestem w 1/3 dużej powieści obyczajowej, równocześnie pracuję nad książką dla młodzieży, opowiadającą o pewnej klątwie – nosi zresztą tytuł „Klątwa Ezechiela”. A poza tym wreszcie zacząłem na serio pisać o joannitach i ich smokach, więc tu także dużo się dzieje, choć efekty będzie widać w przyszłym roku.

PM: Romek.  Dziękuję za rozmowę i życzę wielu wielkich hitów literackich.

RP: Dziękuję


  To ostatnia rozmowa w okresie wakacyjnych. Do spotkań cyklicznych z autorami wrócimy po wakacjach. Sam zastanawiam się nad rozszerzeniem nie tylko do piszących, ale również chcę rozmawiać z artystami wykonującymi inne zawody i ich fascynacjami czytelniczymi.

"Żyjący z wilkami" - Shaun Ellis, Peeny Junor

   Kiedy zobaczyłem tę książkę, a właściwie przeczytałem jej recenzję po raz pierwszy od razu wiedziałem że muszę ją zdobyć. Napisałem o tym w komentarzu i za krótki czas ktoś się odezwał z chęcią jej wysłania. Temat nie jest mi odległy. Sam wychowałem się na Podkarpaciu, w miejscu gdzie wilki nocami podchodziły pod gospodarstwa domowe. Co noc usypiało mnie ich wycie. Niestety, nigdy nie miałem na tyle odwagi aby wejść w bliższe relacje z tymi inteligentnymi zwierzętami, ale wpojono mi wiele stereotypów z którymi wszedłem w dorosłe życie. Dlatego ta książka ma dla mnie wyjątkowy wymiar.

  Sam autor Shaun Ellis jest dla mnie postacią niezwykłą ze względu na fakt że miał odwagę, aby wejść do watahy wilków i spróbować zdobyć ich zaufanie, co jest sprawą niezwykle trudną i graniczącą z możliwością przez człowieka. Badał ich życie, opisywał, ciągle ryzykując własne życie. Myślę że nie jest w pełni doceniany jako badacz. Spędził dwa lata w Dakocie Północnej badając zachowanie i życie wilków. 



   O czym jest książka którą napisał? To mądra, pouczająca lektura która opowiada o swoim życiu, o fascynacji wilkami i o tym jak to wszystko wpłynęło na jego osobę. Doskonale opisuje zachowania i hierarchię wilków. To jest magiczna książka która różni się tym od większości tego typu książek że jest w pełni prawdziwa. Książka zawiera wiele elementów autobiograficznych co pomaga czytelnikowi w lepszym zrozumieniu tego czego doświadcza, a co czasami może go szokować lub drażnić. Przez książkę przebija się fascynacja i miłość autora do wilków. Myślę że każdy po tej lekturze inaczej spojrzy na te zwierzęta i zmieni do nich swój stosunek emocjonalny. 




"Z ciemnością jej do twarzy" - Kelly Keaton

   Nie wiem jak to się stało że zamówiłem książkę która jest zupełnie poza moimi zainteresowaniami. To książka o zjawiskach paranormalnych i wampirach. Zresztą wczoraj znalazłem ją przypadkowo porządkując półki z książkami już przeczytanymi i okazało się że wziąłem ją do ręki i już nie wypuściłem. Prawdopodobnie pomyłkowo ją tam właśnie umieściłem i zapomniałem o niej. Parę godzin później byłem po lekturze i powiem jedno...polubiłem wampiry i życie z innych wymiarów.I czekam na dalsze tomy tej książki. 

  Ja otrzymałem wersję książki przeznaczoną dla dziennikarzy i tego typu książki sobie wysoko cenię ze względu na ich wyjątkową wartość i świeżość w tłumaczeniu, nad którym jeszcze nie położyli ręki sztaby korektorów. Mnie ujęła już okładka która jest w kolorze fioletowo -żółto - czarnym. Z okładki spogląda na mnie młoda dziewczyna z burzą blond włosów. 

   Kelly Keaton funduje nam ciekawą historię o młodej dziewczynie, która dowiaduje się szukając biologicznej matki że grozi jej niebezpieczeństwo. Dowiaduje się o tym z listu które otrzymuje wraz z osobistymi pamiątkami po matce która jak się okazuje nie żyje. Niedługo potem dowiaduje się że matka nie napisała tego, aby ją przestraszyć. Zostaje zaatakowana na parkingu blisko swojego samochodu. Od tej pory zaczyna się dziać coraz bardziej dziwnie, a momentami strasznie. Ari (tak ma na imię główna bohaterka) nie znajduje spokoju. Ale wie jedno... musi się zmierzyć z przeszłością a może czymś co ją przerasta?

  Książka jest napisana w sposób który pozwala mi zapomnieć że jest to gatunek zupełnie mi obcy. A nawet pozwala spojrzeć na fantasty łaskawszym okiem. Z niecierpliwością czekam na kolejny tom przygód Ari. Polecam szczególnie fanom gatunku i młodzieży.





ZA EGZEMPLARZ DZIĘKUJĘ WYDAWNICTWU




 

"Zaskoczeni łaską" - Philip Yancey

   Philip Yancey jest znanym na świecie chrześcijańskim pisarzem. Jego książki sprzedają się w milionowych nakładach. Książka "Zaskoczeni łaską" nie jest prostą opowieścią dla grzecznych dzieci ani nie jest straszeniem ogniami piekielnymi. Wręcz przeciwnie. Autor chwyta za serce pokazując na przykładzie wybranych historii jak działa łaska od Boga. A często trudno będzie zaakceptować czytelnikowi to co będzie czytał ze względu na brutalność i tragizm sytuacji. Ale jest coś pozytywnego...autor doskonale rysuje postacie psychologiczne pokazując jak bardzo można się zmienić gdy człowieka dotknie "Boży palec".

  Mnie osobiście książka wydała się szalenie interesująca może ze względu na treści i historie ludzi, które czasami są nieprawdopodobne, a w innych miejscach takie zwyczajne. Autor przekonuje nas że łaska jest darem i jej otrzymanie potrafi zmienić nasze życie i uzdrowić nasze relacje z otoczeniem. To piękna książka napisana prostym językiem który doskonale trafił w moje serce i w moją duszę. Książka wzbudza głęboką refleksję i szybko się nie zapomina o jej treści, a to przecież jest ważne. Polecam.


Za egzemplarz dziękuję Wydawnictwu


"Każdy zrobił co trzeba" - praca zbiorowa

   Nie będę ukrywał iż kiedy otrzymałem propozycję zrecenzowania tej książki byłem bliski odmowy. Zastanawiałem się czy warto, czy sześć kobiet o których nie słyszałem napisały coś co może mnie zainteresować. No cóż...reportaże jakie zawiera ta książka nie zainteresowały mnie, ale wręcz powaliły na kolana. Bożena Aksamit, Katarzyna Kokowska, Ewa Orczykowska, Oliwia Piotrowska, Ewa Wołkanowska i Honorata Zapaśnik sprawiły że poddałem się już na pierwszej stronie. Autorki prezentują nam cykl reportaży zupełnie odmiennych, ale jakże do siebie podobnych. Wszak w każdym w centrum jest człowiek i często jego cierpienie. Książkę czyta się niczym powieść sensacyjno - przygodowo - psychologiczną. Można powiedzieć że to książka o naszych sąsiadach, naszych znajomych, o ludziach którzy żyją gdzieś zupełnie blisko, ale często w cieniu. Autorki wydobywają te postacie z ukrycia stawiając w centrum swojego reportażu. Książka wciąga i zabiera nas czas, dlatego muszę lojalnie uprzedzić że sięgacie po nią na własną odpowiedzialność. Nie chcę aby potem ktoś miał do mnie o to pretensje. Każdy z nas znajdzie coś dla siebie w tych historiach, często smutnych, ale niosących nadzieję i co najważniejsze prawdziwych. Myślę że warto po nią sięgnąć, aby inaczej popatrzeć na człowieka po tej lekturze - inaczej, a może i głębiej czego wszystkim życzę. Ja czekam na kolejny tom z serii "Lektury reportera" który ma się ukazać jesienią tego roku.


KSIĄŻKĘ OTRZYMAŁEM OD WYDAWNICTWA



"Psychiatra Boga" - Michael Adamse

  Gdy przeczytałem ostatni akapit „Psychiatry Boga” zamyśliłem się na moment, a może na dłużej. Tego nie wiem. Książkę otrzymałem przypadkowo, zupełnie poza umową, ale jestem niezmiernie wdzięczny za możliwość jej przeczytania. Autor książki jest doktorem psychologii klinicznej i jeździ z wykładami po całym świecie. 

  Już na początku zaintrygował mnie tytuł książki. Ale wydawcą jest wydawnictwo katolickie co zniwelowało moje podejrzenia o pewne nadużycia słowne. I jak się okazało całkiem słusznie.

  Bohaterem jest Richard Johnson który prowadzi prywatną praktykę w swoim gabinecie psychoterapeutycznym. Pewnego dnia dostaje wiadomość z prośbą o kontakt w sprawie umówienia wizyty w gabinecie. Na wizytę przychodzi mężczyzna który nazywa siebie Gabi i twierdzi że jest Bogiem. Tak można najkrócej opisać ogólny zarys tej książki.  Zależność jaka powstaje między mężczyznami w czasie sesji pozwala Richardowi odkryć życie na nowo. Pokazuje że czasami życie jest takie proste, ale my go sobie komplikujemy. Autor doskonale pokazuje w osobie terapeuty człowieka którym może być każdy z nas i jego relacje z Bogiem. 
   Ujął mnie sposób w jaki jest pokazany Bóg. Jest ciepły, wyrozumiały, pełen miłości do człowieka niczym Dobry Ojciec dla powracającego marnotrawnego syna.  Ta książka ma w sobie wiele serdeczności, a ja bardzo się wciągnąłem w jej treść, chociaż przecież nie jest to żadna emocjonująca powieść czy też kryminał. Polecam.

Książkę otrzymałem od Wydawnictwa

Luanne Rice - "Ostatni dzień"

    Sięgając po "Ostatni dzień" miałem wielki apetyty na coś wyjątkowego i coś wciągającego. Od pewnego czasu moje oczekiwania czy...